nim zdążył jej powiedzieć - rozległy się najpierw dalekie i bliskie syreny, potem poważnie rozkołysały się dzwony różnych kościołów, z różnych miejsc, jakby. z różnych światów. Dźwięk ich był tak potężny, tak ogarniający wszystko, że zatopił w sobie suche, szczekliwe wystrzały. Wszystko zlało się w muzykę, płynącą wśród nory, jak jakiś statek-widmo na wydętych porywistym wiatrem żaglach. Z wieży kaplicy szpitalnej mocnym, radosnym głosem wybił się jeden dzwon, wyliczając dwanaście uderzeń.<br>Norma zatrzymała się ze słuchawką w ręku. Listonosz Perez urwał w pół słowa numer telefonu i pobiegł wzrokiem poza szklane drzwi wejściowe. Odgłos dzwonów dotarł do sali operacyjnej, przesączył się przez