dym tytoniowy, a destylator ambrozji - ladę zwykłego bistro.<br>Nagle wzrok jego padł w kąt i Pierre zamarł w kornej ekstazie.<br>W rogu, nad drewnianym ołtarzem kontuarka, niemy i nieruchomy jak posąg górował bóg-Sabaot. Nie był to bóg chrześcijański z długą białą brodą, przypominał raczej brązowego, beznamiętnego Buddę, którego olbrzymią statuę Pierre miał sposobność oglądać niegdyś na wystawie kolonialnej. Był to identycznie taki sam bóg, o kształtach matrony, twarzy nalanej, pomarszczonej i kobiecej, tylko z uszu jego zwisały jeszcze kosztowne wota masywnych kolczyków, zrównoważonych jak szale nieomylnej, mistycznej wagi.<br>Przez wpółprzymknięte drzwi wraz z chłodnym powiewem powietrza przesączali się pojedynczo na