odruchów, z całą drapieżnością jątrzyła własnym głodem ekspansji jego nikły instynkt podboju. <br>Nie umiała rozumieć, że lęk Władysia przed kobietami był lękiem przed nią, że jego niechęć do dziewczyn płynęła z urazy do niej. Uważała siebie za bóstwo syna, za siłę, pozbawioną cech gatunkowych, nadrzędną i nieuchwytną. Jako taka, chciała sterować jego życiem. <br>Tymczasem Władyś - słaby, bystry, czuły, gorszony, przerażony stale przez matkę - ulegając czarowi jej żywotności, dziwactwa i rozpaczy ani na chwilę nie tracił z uwagi faktu, że takie oto są kobiety. Tajemnicze, wrogie. I - wbrew najgorętszemu zamiarowi Róży - w sercu syna rosło marzenie o kobiecie, która by nie budziła