W "Chattahoochee" był życiowym rozbitkiem, weteranem wojny wietnamskiej, który trafia do czubków. W "Krwawym Romeo" histerycznie poszukiwał szczęścia w ramionach trzech kobiet. W "JFK" grał szaleńca, samotnika, który swoją frustrację wyładowuje... strzelając do prezydenta. W "Drakuli" był tytułowym, chorym z miłości 400-letnim krwiopijcą. W "Leonie zawodowcu" - mordercą psychopatą, który strzela do swych ofiar, słuchając Beethovena. W tym samym niemal czasie, w "Wiecznej miłości", zagrał też samego Beethovena, geniusza, który z premedytacją udręcza siebie i wszystkich swoich bliskich. W "Piątym elemencie" wcielił się w złego Zorga marzącego o podboju Ziemi. Przykłady jego szalonych ról można by mnożyć bez końca. Wystarczyłaby pewnie