Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
słowiańską urodą, kimże stałby się dla mnie jeśli nie samym
Fryderykiem Nietzschem, piewcą dionizyjskiej pełni życia, przebywającym w wiecznej
gościnie w królestwie obłąkanych, z którego
nigdy już nie znalazł wyjścia...
Albowiem trafił, gdzie chciał.
Do tego królestwa, które rzeczywiście mieści się "poza dobrem i
złem", gdzie każda prawda jest rzeczywiście subiektywna...

A ponieważ był czarnooki, śniady, w typie południowca, ten
osiwiały z rozpaczy człowiek, skulony na szpitalnym łożu, stał się
dla mnie, gdy go pierwszy ujrzałem, po prostu markizem de Sade...
Po prostu!
Lęk mi ścisnął serce.
Czułem, że niewiele brak, żeby zapaść się w niewyobrażalną
otchłań.
Tylu ich tam wpadło
słowiańską urodą, kimże stałby się dla mnie jeśli nie samym<br>Fryderykiem Nietzschem, piewcą dionizyjskiej pełni życia, przebywającym w wiecznej <br>gościnie w królestwie obłąkanych, z którego<br>nigdy już nie znalazł wyjścia...<br> Albowiem trafił, gdzie chciał.<br> Do tego królestwa, które rzeczywiście mieści się "poza dobrem i<br>złem", gdzie każda prawda jest rzeczywiście subiektywna...<br> &lt;page nr=105&gt;<br> A ponieważ był czarnooki, śniady, w typie południowca, ten<br>osiwiały z rozpaczy człowiek, skulony na szpitalnym łożu, stał się<br>dla mnie, gdy go pierwszy ujrzałem, po prostu markizem de Sade...<br> Po prostu!<br> Lęk mi ścisnął serce.<br> Czułem, że niewiele brak, żeby zapaść się w niewyobrażalną<br>otchłań.<br> Tylu ich tam wpadło
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego