rozrzewnieniem.<br>Myśli kłębiły się zawikłane i kręte jak uliczki, po których teraz błądził. Na progu tanich, parofrankowych hotelików, chude, ubogo ubrane kobiety, chroniące się przed deszczem pod rozkwitającymi błyskawicznie palmami parasoli, zatrzymywały przechodniów krótkim, nęcącym cmoknięciem, którym na całym świecie wabi się psa <page nr=23>.<br> W Paryżu tak przywołuje się człowieka.<br>Wątła, suchotnicza dziewczyna w nocnych przemoczonych pantoflach obiecywała mu za pięć franków najtajniejsze rozkosze swego skrofulicznego ciała. Dla podkreślenia nieprzyzwoitego gestu, który dlaczegoś wydawał się jej kuszącym, wysunęła z ust język biały i obłożony jak u ludzi chorych na niestrawność.<br>Pierre trząsł się z zimna i napięcia wewnętrznego. Skądś z bliska dolatywała