nawet zabici, bo w nienaturalnych pozach leżeli na ławach lub deskach podłogi. Polluks nastąpił nogą na coś miękkiego, co się poruszyło. Cofnął się i spojrzał - to leżał ranny dozorca galerników. W zaciśniętej dłoni trzymał jeszcze okuty żelazem bat.<br>- Kastor, hej, Kastor! - krzyknął Polluks nie mogąc spostrzec w tym kłębowisku ciał swego przyjaciela.<br>- Tu... jestem tu... - odpowiedział słaby głos gdzieś z głębi.<br>Kastor był ranny. Przerywanym głosem opowiedział, że namówił towarzyszy niedoli, by przestali wiosłować, gdy usłyszeli odgłos walki. Dozorcy i korsarze, którzy przybiegli z pokładu, chcieli ich zmusić biciem, ale mimo że tak wielu poranili, a nawet zabili, galernicy nie usłuchali