od roku ciotka wyszła do sieni, na ganek i spoglądając w niebiosa, powolutku, jakby była pijana, weszła pod sad.<br> Tam obejmując ramionami pierwszą z brzegu jabłonkę, trzęsła się od płaczu.<br> Na jej obnażoną głowę, na podniesioną do nieba twarz sypały się dojrzewające malinówki.<br> Po kilku zdrowaśkach, gdy się wypłakała do syta, usiadła koło jabłonki i zaplotła w warkocz jasne włosy.<br> Biała, jakby w jej twarz wstąpiła hostia, wróciła do domu.<br> Od tego też czasu przestano przychodzić do naszego domu ze swatami.<br> Nie pomogło chodzenie ciotki do kościoła w nowych tybetkach, w wysokich sznurowanych trzewikach, w siedmiosznurych koralach, w jedwabnych szalówkach i