ostro w promieniach porannego słońca. Matka wyprawiła już na targ ojca i ciotkę Wikcię, a Jerzego do szkoły i stała teraz przed domem, chowając ręce pod fartuch, bo ranek był bardzo chłodny. <br>Matce wydał się ten poranek jesienny - najradośniejszymi słowami modlitwy. Wbiegła do domu, wyjęła z komody duży, biały, włóczkowy szal w kolorowe koła i okrywszy się nim, poszła odważnie do domu sąsiadów. <br>- Dzień dobry pani! - powiedziała do tęgiej kobiety, która właśnie wyprowadziła do ogrodu Hanusię, ubraną w czerwony żakiecik. <br>- Ot tak, przyszłam po sąsiedzku - odpowiedziała na pytające spojrzenie młodej gospodyni. - Że to już cały rok obok siebie mieszkamy, a tak