maluch co rusz wysuwał nos spod wieka, oglądając świat z góry i Łagodna miała mnóstwo kłopotu, by ustrzec małą przed wypadnięciem do oceanu. Po prawej na skos za Łagodną trzymaliśmy się my, to znaczy Pożeracz Chmur ze mną na grzbiecie. A właściwie powinniśmy się trzymać, gdyż tak naprawdę Pożeracz Chmur szalał, to unosząc się zbyt wysoko, to znów opuszczając nisko nad zielone fale. Pazur, który zamykał ten miniaturowy korowód, parę razy przywoływał syna do porządku, lecz bezskutecznie. Wreszcie dał spokój, a Pożeracz Chmur zwierzył się, że i Pazur naprawdę cieszy się z powrotu na Jaszczur, tylko nie daje po sobie tego