których Ona gra, parodiując nasze błędy lub pokazując coś, co trudno jest przekazać słowami. Wtedy uczyliśmy się najwięcej. Cała sztuka polegała więc na tym, żeby Ją sprowokować, wywabić zza stolika. Wynajdowaliśmy w tym celu tysiące powodów, wybiegów i sposobów. Nigdy nie zapomnę Jej absolutnie genialnych pokazów: jak posługiwać się wachlarzem, szalem, jak radzić sobie z trenem u sukni albo w jaki sposób chodzić i siadać we fraku. I zawsze będę pamiętać, jak kiedyś na zajęciach zagrała grubego, chorego Dauma z "Panny Maliczewskiej" - niedoścignionego w wyrażaniu przebogatej gamy uczuć (tak jak nigdy nie zapomnę profesora Zapasiewicza, który - zniecierpliwiony nami, zagrał scenę obłędu