mówić o wszystkim swobodnie, nie lękać się zabobonnie, że złamanie jakiegoś postu albo innego skostniałego zwyczaju zagrozi mojej rodzinie. Chciałem wyprostować się i odtąd spokojnie oddzielać bzdurę od mądrości. Na własną rękę. Według własnego sumienia. Ale właśnie wówczas przypomniały o sobie moje dziwne anioły. <br>Pogwizdywałem sobie w naszym przedpokoju wyłożonym szarą, imitującą skórę, terakotą, czekając na taksówkę, która miała nas odwieźć na Okęcie. Zadowolony przemyśliwałem nad tym, jak sprawnie działa nasza rodzina, miałem na to nawet zdanie: moja rodzina to dobrze funkcjonująca fabryka. <br>Chciałem wychwalać swoje małżeństwo w aueroli spełnianego obowiązku, rzetelności, konserwatywnej wierności zasadom. Gdy myślałem, że to bardzo miło