nie mają. Słowacki leśnik oświadczył wówczas, że dzwoni po policję, a ktoś z polskiej grupy musi z nim pójść do leśniczówki lub przynajmniej zostawić plecak w zastaw. Wtedy doszło do szarpaniny. Strażnik twierdzi, że zaczęli Polacy. - Musiałbym być nienormalny, żeby atakować tak wielkiego chłopa - mówi jeden z turystów. - Strażnik zaczął szarpać kolegę, ale nie stawialiśmy oporu, nie uciekaliśmy - dodaje jedna z dziewcząt w polskiej grupie. Zeznania obu stron są w tej sprawie sprzeczne, ale faktem jest, że obyło się bez poważniejszych rękoczynów. Słowak wsiadł do samochodu i pojechał po policję. Jeden z Polaków, ten, któremu strażnik próbował odebrać plecak, przeszedł wpław