Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
piętro, trafiam nareszcie do wielkiej sali. Dusznej, ciemnej. Przemierzam ją powoli. Łóżek jest kilkanaście. Pod prawą ścianą jeden rząd, pod lewą drugi, a potem jeszcze w poprzek trzeci i czwarty. Istny labirynt. Kręcę się przez dobry moment. W końcu odnajduję łóżko, na którym leży Maliński. Oczy zamknięte. Ręce bezkrwiste na szarym, wytartym kocu. Na małym stołeczku, wciśniętym pomiędzy łóżko Malińskiego a sąsiednie, pani Kozicka. Dotykam jej ramienia. Odwraca się. W tym momencie Maliński otwiera oczy.
- O - uśmiecha się - jest nasza zguba! I do Kozickiej:
- A widzisz, ja zawsze twierdziłem, że on przyjdzie! - Wróciłem dziś rano i dopiero w pensjonacie dowiedziałem się
piętro, trafiam nareszcie do wielkiej sali. Dusznej, ciemnej. Przemierzam ją powoli. Łóżek jest kilkanaście. Pod prawą ścianą jeden rząd, pod lewą drugi, a potem jeszcze w poprzek trzeci i czwarty. Istny &lt;page nr=189&gt; labirynt. Kręcę się przez dobry moment. W końcu odnajduję łóżko, na którym leży Maliński. Oczy zamknięte. Ręce bezkrwiste na szarym, wytartym kocu. Na małym stołeczku, wciśniętym pomiędzy łóżko Malińskiego a sąsiednie, pani Kozicka. Dotykam jej ramienia. Odwraca się. W tym momencie Maliński otwiera oczy.<br>- O - uśmiecha się - jest nasza zguba! I do Kozickiej:<br>- A widzisz, ja zawsze twierdziłem, że on przyjdzie! - Wróciłem dziś rano i dopiero w pensjonacie dowiedziałem się
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego