Typ tekstu: Książka
Tytuł: Klechdy domowe
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1960
dorzuca, żeby cieplej było. Ale chociaż ogień na kominie coraz większy i w izbie coraz cieplej, chłopaczysko zamiast schnąć, coraz bardziej zmoczony siedzi. Strugi wody przez całą izbę płyną. Pomiarkował coś Sobanek, cap! chłopaka za kark i za próg go wypchnął. Chłopak zatoczył się i do potoku, co przy chacie szemrał, wpadł aż po pas. A ledwie wpadł, to roześmiał się, aż mu białe zęby błysnęły, i gada:
- Wiecie, Sobanku? Strasznie mi teraz dobrze, tyle żebym co podjadł.
- To siedź, kiedy ci dobrze - mówi Sobanek. Do chaty skoczył, wyniósł placka owsianego kawał i bryndzy baryłkę.

Zjadł to wszystko do ostatniego okruszka
dorzuca, żeby cieplej było. Ale chociaż ogień na kominie coraz większy i w izbie coraz cieplej, chłopaczysko zamiast schnąć, coraz bardziej zmoczony siedzi. Strugi wody przez całą izbę płyną. Pomiarkował coś Sobanek, cap! chłopaka za kark i za próg go wypchnął. Chłopak zatoczył się i do potoku, co przy chacie szemrał, wpadł aż po pas. A ledwie wpadł, to roześmiał się, aż mu białe zęby błysnęły, i gada:<br>- Wiecie, Sobanku? Strasznie mi teraz dobrze, tyle żebym co podjadł.<br>- To siedź, kiedy ci dobrze - mówi Sobanek. Do chaty skoczył, wyniósł placka owsianego kawał i bryndzy baryłkę. <br><br>Zjadł to wszystko do ostatniego okruszka
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego