Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
pierwszym uczniem. Cieszył się też wyjątkową sympatią Drzazgi, który zwykł był odtąd mawiać:

- No, tak... Proszę spojrzeć - oto tableau... Ten pan nazywa się Biełokur... Zdaje mu się, że szkoła to welocyped: wsiądzie i pojedzie... Nie, panie Biełokur... Ci dwaj panowie z pierwstej ławki wiedzą po co przychodzą do szkoły... I szkola nimi się chlubi... A panem, panie Biełokur - nie. Stawiam panu dwójkę... Proszę iść na miejsce...

W sobotę lekcje kończyły się zwykle wcześniej i czasami ojciec czekał na mnie przed szkołą.


Razu pewnego - były to imieniny matki - rzekł do mnie, gdy wracaliśmy razem do domu:

- Wstąpimy do Bałabuchy... Musimy coś kupić
pierwszym uczniem. Cieszył się też wyjątkową sympatią Drzazgi, który zwykł był odtąd mawiać:<br><br>- No, tak... Proszę spojrzeć - oto tableau... Ten pan nazywa się Biełokur... Zdaje mu się, że szkoła to welocyped: wsiądzie i pojedzie... Nie, panie Biełokur... Ci dwaj panowie z pierwstej ławki wiedzą po co przychodzą do szkoły... I szkola nimi się chlubi... A panem, panie Biełokur - nie. Stawiam panu dwójkę... Proszę iść na miejsce...<br><br>W sobotę lekcje kończyły się zwykle wcześniej i czasami ojciec czekał na mnie przed szkołą.<br><br><br>Razu pewnego - były to imieniny matki - rzekł do mnie, gdy wracaliśmy razem do domu:<br><br>- Wstąpimy do Bałabuchy... Musimy coś kupić
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego