histerii. Wszyscy myśleli, że jestem ciężko chora; zresztą, czyż nie jest tak, gdy się traci najbliższą osobę? Podporządkowałam swój rytm dnia i nocy jemu. Nigdy nie dałam mu odczuć, że jest ode mnie słabszy, gorszy, mniej zarabia. Tolerowałam jego wyskoki, szanowałam teściów, robiłam prezenty. Kiedy już mogłam bez szlochu i tabletek uspokajających zapytać go, dlaczego odchodzi, usłyszałam, że mnie kocha, szanuje, ale nie dojrzał do tworzenia rodziny. Nie potrafię wyobrazić sobie kogokolwiek innego przy sobie i nie chce mi się żyć, bo nie mam dla kogo.<br><br>Zacznij żyć dla siebie. Przykro mi to pisać, ale obok szczerego bólu, w twoim liście