Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
i uczesałem się starannie. Potem rozbiłem glinianą skarbonkę, do której od wielu miesięcy zbierałem pieniądze na aparat fotograficzny, wsypałem całą jej zawartość do kieszeni i bez płaszcza zbiegłem na ulicę.

Zapadał zmrok. Prószył drobny, mokry śnieżek. Wpadłem do najbliższego sklepu kolonialnego i za wszystkie pieniądze kupiłem czekolady "Gala-Peter" w tabliczkach.

Jak gdyby nigdy nic wszedłem do jadalnego i położyłem to wszystko przed Poliną.

- Adamczyk, co ty wyprawiasz? Tyle czekolady! - zawołała Polina i pociągnęła mnie ku sobie. - Nawet mi nie powinszowałeś... No, co tak patrzysz? Pocałuj mnie!

- Mężatek się nie całuje - odpowiedziałem z powagą.

- No, Poleńka - rzekła matka rozpakowując czekoladę - zobaczymy
i uczesałem się starannie. Potem rozbiłem glinianą skarbonkę, do której od wielu miesięcy zbierałem pieniądze na aparat fotograficzny, wsypałem całą jej zawartość do kieszeni i bez płaszcza zbiegłem na ulicę.<br><br>Zapadał zmrok. Prószył drobny, mokry śnieżek. Wpadłem do najbliższego sklepu kolonialnego i za wszystkie pieniądze kupiłem czekolady "Gala-Peter" w tabliczkach.<br><br>Jak gdyby nigdy nic wszedłem do jadalnego i położyłem to wszystko przed Poliną.<br><br>- Adamczyk, co ty wyprawiasz? Tyle czekolady! - zawołała Polina i pociągnęła mnie ku sobie. - Nawet mi nie powinszowałeś... No, co tak patrzysz? Pocałuj mnie!<br><br>- Mężatek się nie całuje - odpowiedziałem z powagą.<br><br>- No, Poleńka - rzekła matka rozpakowując czekoladę - zobaczymy
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego