moczu kręcił w nosie jak tabaka.<br>- Idź pan śmiało, nie bój się pan, te schlane świnie nie wiedzą nawet, jak się nazywają.<br>- Dobranoc - rzekł, właściwie bez sensu, Jassmont.<br>Do domu wszedł od ogrodu. W kuchni zapalił świecę. Ciepło, więc Róża napaliła, zauważył, dotknąwszy kuchennej blachy. To dobry znak. Usiadł na taborecie. Z butów zeskrobywał na gazetę czarne grudy ziemi, kleiste i tłuste jak słonina. - Musiałem w coś wleźć po ciemku - zasyczał ze złością. Uzbierała się spora kupka, wyglądająca na zużyty smar do maszyn, nieważne, że inaczej pachniała, trawą, wilgocią, dżdżownicami. Spinoza dumnie obnosił się z upolowaną myszą, spod wąsów dyndał białawy