iskry, pochodnie, świeca, ognisko, lampa, migają drogocenne klejnoty. Te punktowe światła są ruchome, przesuwają się po scenie, wydobywają z mroku coraz to inny jej fragment: ktoś idzie za sceną, pędzi kawalkada z pochodniami, chmury przesłaniają i odsłaniają księżyc, groźnie wyglądają wyłaniające się z mroku kontury świata. Albo ciemność bywa rozjaśniana tajemniczą poświatą księżyca, rozstępujących się mgieł, wschodzącej zorzy.<br>Gdyby respektować dokładnie wskazówki Słowackiego, ilość scen "nocnych", tak dobrze współtworzących "romantyczną" atmosferę, byłaby w teatrze realnym chyba nadmierna, męcząca; można mniemać, że to właśnie skutek bywania w teatrze, zauroczenia efektami groźnej malowniczości nocy. Słowacki był mistrzem modulacji, półcieni, gaśnięć, rozjaśnień, zawsze przekształcających