jest w domu.<br>Bohaterem należało się zaopiekować. Pociągnięto losy i obowiązek ten spadł na Janusza. Lesio pozostał w pracowni, a reszta personelu opuściła ją i udała się każdy w swoją stronę.<br><gap reason="sampling"><br>Zaintrygowana zbiegowiskiem dzieci dozorczyni wyszła zobaczyć, co też takiego dzieje się w jej bramie, i na widok miotającego się tam i z powrotem osobnika, ubranego w marynarkę, spod której wystawało mu coś w rodzaju krótkiej, beżowej spódnicy i gołe nogi, machającego trzymanymi w rękach strasznymi, zwisającymi na wszystkie strony łachmanami, zachłysnęła się przerażeniem.<br>- Wariat!!! - rozległ się za Lesiem przeraźliwy, histeryczny okrzyk. - Ratunku!!! Milicja!!!...<br>Doprowadzony do ostateczności Lesio obejrzał się, zawahał, po czym nagle