się!<br>Na oczach miałem mgłę, a w sercu piekło. Przede mną, od podłogi do sufitu, rozpościerała się pulchna masa Ligenhorna. Przedzierałem się przez nią wymachując rękami, aby dopaść Kiry. Początkowo na niczym nie mogłem skoncentrować wzroku, gdyż wszystko dokoła mnie wirowało. I nagle w mózgu poczułem strumień chłodu. Oprzytomniałem. Na tapczanie, do połowy rozebrana, leżała Wanda Siennicka, jedna z naszych pielęgniarek. Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem, a potem ukryła twarz w dłoniach. Słyszałem tylko jej urywane słowa:<br>- O, Boże... To straszne...<br>Ligenhorn powiedział spokojnie:<br>- Wynoś się stąd, idioto!<br>Zataczając się opuściłem gabinet. Nie wstępując do siebie, bez kapelusza, wybiegłem na ulicę