i satysfakcjonującego finału. Tymczasem ja wróciłem z krótkiej wycieczki do Kulkowskich z mętlikiem w głowie. Jedyne, co wymyśliłem, to iść pobiegać. W szafie na wysoki połysk, która stoi w saloniku Toli i Zdzicha na pierwszym piętrze, miałem swoją półkę. Trzymałem tam sprzęt wędkarski i trochę ciuchów, łącznie z parą starych tenisówek, kupionych jeszcze w Detroit, spodenkami, koszulką i nylonową górą od dresu Adidasa. <br>Wymknąłem się z domu bocznym wyjściem, przez pustą kawiarnię, żeby stary mnie nie zobaczył, i ruszyłem truchtem pod Dębno, tą samą żwirową drogą, którą przejechaliśmy samochodem. Już po kilku minutach zacząłem ziewać; płuca nie nadążały z dostarczaniem tlenu