Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
sensu.
Ciekawe, jak można zachować intymność na środku placu
obstawionego ławkami pełnymi gości z miasta i pacjentów.
Tylko że ci dranie przybiegali się gapić!
Helena jakby na nich nie zwracała uwagi, zajęta namydlaniem i
płukaniem moich rąk.
A dziadek przyglądał się wręcz zauroczony i - te-te-te-te! - z
cicha terkotał po swojemu.
Otóż na to wszystko diabli mnie brali, więc syknąłem do Heleny: -
Prędzej, no, prędzej!
- Nie ma prędzej!
Muszą być wyszorowane do czysta! - odrzekła.
- Nie wetrę ci gliceryny w niedomytą skórę!
- I nie domyjesz zimną wodą!...
Nie miałem sposobu na upór Heleny, jeśli już się do czegoś brała;
to
sensu.<br> Ciekawe, jak można zachować intymność na środku placu<br>obstawionego ławkami pełnymi gości z miasta i pacjentów.<br> Tylko że ci dranie przybiegali się gapić!<br> Helena jakby na nich nie zwracała uwagi, zajęta namydlaniem i<br>płukaniem moich rąk.<br> A dziadek przyglądał się wręcz zauroczony i - te-te-te-te! - z<br>cicha terkotał po swojemu.<br> Otóż na to wszystko diabli mnie brali, więc syknąłem do Heleny: -<br>Prędzej, no, prędzej!<br> - Nie ma prędzej!<br> Muszą być wyszorowane do czysta! - odrzekła.<br> - Nie wetrę ci gliceryny w niedomytą skórę!<br> - I nie domyjesz zimną wodą!...<br> Nie miałem sposobu na upór Heleny, jeśli już się do czegoś brała;<br>to
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego