stoją autobusy, riksze i samochody. Trąbią, noc, palą się ogniska, a byki walczą. Ktoś usiłuje je rozłączyć, waląc kijem, ale ten poszedł w <orig>drebiezgi</>. Policji nie ma. Są pewnie gdzieś niedaleko, ale co ich obchodzą święte krowy. Siedzą na krzesełkach w mundurach z <orig>lumpeksu</>, popijają herbatkę, rozmawiają i patrząc na tłum, zastanawiają się, komu przywalić, a z kogo ściągnąć bakszysz-łapówkę. <br>Krowa z rozwalonym, krwawiącym bokiem leży na Pahargandżu. Tarasuje środek wąskiej jezdni, wszyscy ją okrążają. Biali przystają, coś chcieliby zrobić, ale nie wiedzą, co i czy to wypada. Po chwili namysłu idą dalej. Miejscowi w ogóle nie reagują. Pewien znajomy