Warszawą. A drugie, niby nazwisko, dlatego, że malując na swym plocie wielkimi literami, napisał przez omyłkę: "Ogrodnik-amatator sprzedaje kwiaty i warzywa".<br><gap reason="sampling"><br>Był na przedzie, dwadzieścia kroków za barykadą, już na jezdni nieprzyjaciela, to znaczy na Żabiej. Zrywał kostkę kilofem, a ona nosiła. Z obu chodników gapił się na niego tłum, w którym stali policjanci i strażacy z przeciwka, powinni go byli chwycić za to niszczenie nawierzchni miejskiej, ale za nim stukała, dzwoniła, rosła w oczach barykada, ale w nim samym było tyle pogardy i siły, że policjanci patrzyli jak brysie, którym na nosie nakiwano "nie rusz", a strażacy się śmieli