szlugi, ale nie wiem, bo nie pamiętam, żebym się obudziłam. <br>4 maja sprawiliśmy <orig>se</> prawdziwe śniadanie niedzielne, a potem wybraliśmy się na plażę. Adam się trochę porzucał po piasku, ja powygrzewałam na słońcu i ogólnie miło było. Punktem kulminacyjnym była akcja, jak Adam wziął mnie na barana na barki, pobiegał trochę po plaży, a potem uznał, że na "3-4" zeskoczę mu z ramion... jednak zanim zdążyłam pomyśleć, usłyszałam ogromne głuche łup, ból w płucach i w głowie i... okazało się, że leżę na piachu z bezdechem w klacie... taaa, nie ma to jak nie móc oddychać i widzieć, jak własny