szkodę,<br>Strąciła w przepaść nizin Marcina Swobodę.<br><br>Spadał, czując, jak w ciele kość szaleje krucha,<br>I uderzył się o ziem ostatnią mgłą ducha.<br><br>Poniszczony śmiertelnie, chciał się z bólem wadzić,<br>Wokół bólu jął miazgę człowieczą gromadzić.<br><br>Dłoń złamana w niej tkwiła, jak nóż w ciepłym<br> chlebie!<br>To się ciułał, to trwonił... I tak pełzł przed siebie.<br><br>I z trudem bezkształtnego ciała rozwłóczyny<br>Doczołgały się wreszcie aż do stóp dziewczyny.<br><br>Wargami, zszarpanymi o skały i krzaki, <br>Szeptały własne imię pewno dla poznaki.<br><br>Bocząc się na pełzacza, w ogrodzie bielała.<br>"Nie strasz kwiatów ranami! Precz, kałużo ciała!<br><br>Odkrwaw mi się od stopy! Szukaj