kiepsko, ale mama w ostatniej chwili przypomniała sobie, że przy tej samej ulicy Dębowej, niedaleko poczty mieszka laryngolog. Siniałem już z lekka, gdy na wózku dowiozła mnie biegiem do gabinetu. Doktor spokojnie wysłuchał relacji, po czym nagle chwycił mnie za nogi i potrząsnął, trzymając głową w dół, zdaje się nawet trzepnął mnie lekko w kark. Pierścionek wyleciał na dywan, ja zwymiotowałem, po czym doktor pracowicie pędzlował mi gardło jakimś środkiem dezynfekcyjnym, żeby zlikwidować skutki interwencji mamy.<br>To była miła ulica, ta Dębowa. Koło poczty był wylot wiaduktu, łączący "tę", czyli wschodnią część miasta z "tamtą". "Ta" była uboższa, ale za to