i świnki.<br><br>Z głębi sklepu znad stolika<br>Patrzą oczy Mechanika.<br>Widać jego twarz niemłodą,<br>Okoloną rudą brodą,<br>Duże uszy, nos spiczasty<br>I krzaczaste brwi jak chwasty<br><br>Całe noce Magik siedzi<br>Pośród zwojów drutu z miedzi,<br>Warzy zioła, praży kwasy<br>I uciera <orig>kuperwasy</>.<br>Kto zobaczy Mechanika,<br>Tego zaraz lęk przenika,<br>Ten ucieka od wystawy,<br>Choćby nawet był ciekawy.<br><br>Dnia pewnego w październiku<br>Napłynęło chmur bez liku,<br>Runął wicher porywiście,<br>Poleciały żółte liście,<br>Zaciemniły się błękity,<br>Zgęstniał mrok niesamowity.<br>Snadź żałosny śpiew jesieni<br>Albo napływ nocnych cieni,<br>Albo gwiazd zupełny zanik<br>Sprawił właśnie, że Mechanik<br>Usnął nagle przy stoliku<br>Dnia pewnego, w październiku