zaczął krzyczeć: - Piękna! - Odtąd już to słowo powtarzał wiele razy, jak wpierw - kamelia, z nieprzytomnym uporem, na wpół majacząc: - Piękna, piękna! - I Przysięgam, Wielebni Ojcowie, niczego nie staram się przed Wami ukryć, ale wstydliwość i sama natura powstrzymują mi język.<br>Bo później on sprężył się cały i runął na moje uda, i chciał je zupełnie obnażyć, szarpał, szarpał z tym krzykiem - piękna, piękna! - i było tak, jakby mnie dotknął rozpalonym żelazem - nie! - zawołałam, a on - piękna! - a ja - nie! - a on - teraz, o, teraz bądź moja! - a ja w rozpaczliwym skurczu, który mnie chwycił od kolan przez wszystkie wnętrzności aż po