gębę, Nilfgaardczyk, zobaczywszy latające zęby, wziął nogi za pas i zniknął we mgle.<br>Geralta omal nie stratował koń w szachownicowym kropierzu. Biegnący bez jeźdźca.<br>Nie zwlekając, skoczył przez zarośla ku miejscu, z którego dobiegały krzyki, klątwy i łomot. <br>Rycerza w białym płaszczu trzej bandyci ściągnęli z siodła, teraz usiłowali go ukatrupić. Jeden, stanąwszy w rozkroku, grzmocił toporem, drugi rąbał mieczem, trzeci, mały i rudy, podskakiwał obok jak zając, szukając okazji i nie osłoniętego miejsca, w które mógłby wrazić rohatynę. Obalony rycerz wrzeszczał niezrozumiale z wnętrza hełmu i odbijał razy trzymaną oburącz tarczą. Za każdym ciosem topora tarcza była coraz niżej, już