bardziej interesujących osobników, którzy przed śmiercią zapisali swe ciała i rogi tej znakomitej, o pięknych tradycjach, instytucji; epizod ten, pozornie nie mający bezpośredniego związku z głównym nurtem mojej opowieści, stał się - o czym opowiem pod koniec - natchnieniem w rozwiązywaniu pewnego problemu technologicznego, którego sprzężenie z głównym nurtem tej opowieści nie ulega wątpliwości. Po wyjściu rękodzielnika natychmiast zatelefonowałem do Tęgopytka, konferowaliśmy dość długo, w miarę wyłuszczania mojej propozycji głos Roberta stawał się coraz dźwięczniejszy, odpowiadał monosylabami (prężnymi jak strzały szampana), aby Wanda, obecna wciąż jeszcze w jego mieszkaniu, nie domyśliła się, że powstaje spisek przeciwko jej ciągliwej, obezwładniającej babskości. Po telefonie - jak