przecierasz oczy, lecz cień trwa, a jego usta wykrzywia bezgłośny chichot. Pamiętasz tylko, że bałaś się, bałaś jak nigdy przedtem. I oto zaczynasz bać się tak samo, znowu tak samo.<br>- Już czas. - Julia puka. - Już czas, Iw.<br> Cień cofa się, niechętnie wpełza w punkt, w którym łączą się trzy płaszczyzny, umyka. Dopiero teraz przenikają cię dreszcze. Na czole wyczuwasz zimny kompres własnego potu. Do "Adrii" jedziesz tramwajem.<br>W niedzielę, nieco później, wjeżdżasz skrzypiącą windą na trzecie piętro. Wycieraczka z twardej słomy, leżąca tuż pod drzwiami, jest wyraźnie przesunięta pod ścianę... Jakby ktoś ją kopnął. Wkładasz klucz, przekręcasz... Dziwne. Czyżby drzwi nie