że "zabawa w marksizm musi kiedyś skończyć się", bo jedno z dwojga: albo komunizm, albo poezja. Po tylu latach przyznać muszę, że w przeciwieństwie do sądów lubelskich, Wydział Bezpieczeństwa traktował mnie wówczas bardzo przyzwoicie; wyrozumiałość wypływała z nadziei, że z czasem zmienię, lub przynajmniej złagodzę poglądy polityczne. Tacy jak Czechowicz, urabiając opinię w odpowiednim kierunku, przyczyniali się do podtrzymania tej wyczekującej postawy. Stąd, jako syn marnotrawny, z potępieniem którego zwleka się do ostatniej chwili, mogłem sobie pozwolić na bardzo wiele rzeczy. Bolesław Piach - będzie o nim mowa w dalszym ciągu - kładł ręce na głowie i mówił, na pół przerażony, na pól