za nos dywizjon nie tylko strwonił kilkanaście cennych minut, lecz co gorsza, goniąc rozciągnął się na długiej przestrzeni i stracił łączność zarówno z wrogiem, jak i między własnymi kluczami. Gdy wszedł ponownie w rejon walk, był rozbity na cztery oddzielne trójki. Okoliczność fatalna, a przecież właśnie w tych trudnych warunkach uwydatniła się jeszcze raz niezwykła, indywidualna sprawność polskich myśliwców.<br><br>Tak więc pierwszy klucz, kapitana Kenta, zabrnąwszy aż po Dungeness nad Kanał, zuchwale zaatakował kilkanaście Messerschmittów. Dwaj boczni kapitana, porucznik Ferić i sierżant Andruszkow, zestrzelili dwie maszyny z ich środka, po czym ratując się desperacko od grożącej zagłady, dali zbawczego nura w pobliskie