hełmach pilnowali porządku w mieście. Na rogach ulic sprawdzano dokumenty. W ogonkach do kuchni polowych powtarzano opowieść o spisku martwych finansistów, która wlokła za sobą inną opowieść, o fałszywych pieniądzach, puszczonych w obieg przez cyrkowe małpy, za tą znów ciągnęła się jeszcze inna, o strzępach czerwonego jedwabiu, osiadających na mundurach w czasie wielkiej wojny. Z gniewu zaciskały się pięści, aż bielały knykcie palców. Roztrząsane krzywdy nie miały końca, bo z każdej opowieści wysnuwała się kolejna opowieść, tak samo nasiąknięta łzami, i oto wszystkie butwiały razem i pęczniały w ciężkich tobołach, które urywają ręce każdemu, kto je dźwiga.<br>- Ludzie, którędy do morza? - wołał