Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
Stygła powoli płowa czasza nieba nad rozprażoną ziemią. Cienie zmierzchu niosły pierwsze chwile łagodności.
Dla utrudzonych robotnic była to najmilsza pora wytchnienia; mozoliły się wiele godzin w skwarze upalnego lata, wybujałego z azjatycką szczodrobliwością. Przysechł lśniący pot na ich ogorzałych twarzach i ramionach. Te, które znały Ubagan, marzyły o kąpieli w dobrej rzece, ale Ubagan był daleko. W Nowym Depo wody było skąpo, więc myły się oszczędnie, polewając z kubka. Wszystkie miały odciski na dłoniach od taczek, nosiłek, łopat i kilofów, a ręce zgrubiałe i twarde. Dla licznych, zwłaszcza Polek i Żydówek, nie nawykłych do znoju, była to robota ponad siły, choć
Stygła powoli płowa czasza nieba nad rozprażoną ziemią. Cienie zmierzchu niosły pierwsze chwile łagodności. <br>Dla utrudzonych robotnic była to najmilsza pora wytchnienia; mozoliły się wiele godzin w skwarze upalnego lata, wybujałego z azjatycką szczodrobliwością. Przysechł lśniący pot na ich ogorzałych twarzach i ramionach. Te, które znały Ubagan, marzyły o kąpieli w dobrej rzece, ale Ubagan był daleko. W Nowym Depo wody było skąpo, więc myły się oszczędnie, polewając z kubka. Wszystkie miały odciski na dłoniach od taczek, nosiłek, łopat i kilofów, a ręce zgrubiałe i twarde. Dla licznych, zwłaszcza Polek i Żydówek, nie nawykłych do znoju, była to robota ponad siły, choć
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego