Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
bańkę z mlekiem na stole.
- Siadaj, co stoisz. Rozbierz się.
Konstanty obruszył się, mówił do niej, ale patrzył na Jassmonta. - Wczoraj nikt od was nie przyszedł, dziś też nie, powiada do mnie Stefa, idź, Kostek, zanieś im mleko, zobacz, może się coś stało, zachorowało któreś, no to jestem. - Konstanty był w najlepszym nastroju, jak na pokaz, ale wewnątrz, w duszy, tlił się stary, niezmienny żal. O Różę, staroświecka zazdrość, nie mógł patrzeć na nią jak na każdą inną kobietę. Napili się herbaty. Jassmont zapalił, czuł się przymuszony, połóweczkę papierosa. Róża, założywszy nogę na nogę, łydką, kolanem w pończosze barwy kawy zbożowej z
bańkę z mlekiem na stole.<br>- Siadaj, co stoisz. Rozbierz się. <br>Konstanty obruszył się, mówił do niej, ale patrzył na Jassmonta. - Wczoraj nikt od was nie przyszedł, dziś też nie, powiada do mnie Stefa, idź, Kostek, zanieś im mleko, zobacz, może się coś stało, zachorowało któreś, no to jestem. - Konstanty był w najlepszym nastroju, jak na pokaz, ale wewnątrz, w duszy, tlił się stary, niezmienny żal. O Różę, staroświecka zazdrość, nie mógł patrzeć na nią jak na każdą inną kobietę. Napili się herbaty. Jassmont zapalił, czuł się przymuszony, połóweczkę papierosa. Róża, założywszy nogę na nogę, łydką, kolanem w pończosze barwy kawy zbożowej z
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego