ukrytych źródeł.<br>Tuż za progiem musiał przysłonić oczy. Ognista czerwień pełzała po ścianach, czepiała się sufitu, przykrywała podłogę. Długa perspektywa korytarza, wypełniona grzywami wszystkich pożarów świata, zamknięta odległą, przejrzystą plamą wyjścia na taras, kusiła i ssała. Zobaczył ją jako aleję uformowaną z nieruchomych konarów płomieni i ich odbić zmniejszających się w oddali, prowadzącą do jakiegoś celu, o którym niczego nie wiadomo, poza tym, że istnieje. Przepływały przez nią majaki miast; wieżowce i bloki, ludzie i okna, bury, rozmokły śnieg albo też letnie ulice uśpione w kasztanowym cieniu, rzędy pustych aut ukrytych przed upałem. Twarze nakładały się na twarze, widma pociągów przebiegały w