się jasno, pomimo to chirurg Tamten latarki nie zgasił, nogą trafił do jakiejś kałuży, odwrócił się i zastygł. Stał pośrodku chodnika ogłuszony, oniemiały, miał usta otwarte, latarka zaś o mało nie wypadła mu z rąk. Samochód minął z przerażającym rykiem. Chirurg Tamten od razu poznał swoją karetkę pogotowia, zobaczył jeszcze w oddali szofera i sanitariusza Pawła, a potem mignęły przed nim oświetlone okna samochodowego wnętrza. Wtedy za białą szybą zobaczył starczą, siwobrodą twarz ordynatora Boguckiego i o mało nie krzyknął. Twarz, zupełnie błędna i niesamowita, huśtała się w oknie i zniknęła razem z samochodem. Limuzyna już dawno wsiąkła w mgłę, w oddali