i wyciszony stał, bo jakaś siła kazała mu czekać. Stało się. Z najwyższego punktu, z krokwi nieba, doleciał głos dzikich gęsi pod bożym progiem lecących pomorskim szlakiem. W ciepłe krainy, krainy szczęśliwe. Zew ptaków gnanych niezmiennym cyklem wędrówek i powrotów. To gęsi zbożowe, ze Skandynawii, w kluczu, z głośnym gęganiem w przelocie nad ziemią udręczoną wojną dawały nieszczęśliwym sygnał odmiany losów i otuchę. Słyszycie, lecimy tam, gdzie ludzie do woli czytają dobre książki, piją kawę i wino w rzęsiście oświetlonych izbach, tam nie ma ciemnych ulic, palą się latarnie. Tam niebo czyste, nie plugawi go warkot samolotów, a jeśli coś trzaśnie znienacka