wzajemnie, spłoszone, i nie mogły trafić z powrotem do swoich nor. Kiedy przebiegałem boso przez pokój ojca, on przypominał sobie, że nie sprawdził wczoraj mojego francuskiego wypracowania, i po francusku prosił o zeszyt. "Lekaje... kaje... kaje?... co to jest i gdzie?" Ojciec był zirytowany i już zaczynał z łóżka coś w rodzaju: "...ten chłopak niczego się nie nauczy", kiedy coś odmykało się nagle: "A, cahier, jest już w teczce..." "Dawaj!" Gdzie<br> <page nr=35><br> teczka, gdzie teczka, gdzie teczka? - światło w kuchni było takie rażące. Pachniało szczypiorkiem i jajecznicą i mama mówiła: "Pospiesz się, mój biedaczku, bo już mam jajecznicę". Zastanawiałem się, czy nie powiedzieć