Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Metropol
Nr: 02.20
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 2001
oznajmić trzeba, bo posiadacz (ka) komórki drze się, jak pracownik kuźni z 99,8-procentową utratą słuchu.
Cudze prostactwo - trzy, cztery przystanki - idzie znieść. Ale byłem na recitalu Krystyny Jandy. Ona, Maria Callas, wzlatuje nad poziomy. A na sali dryń-dryń. Artystce ledwie powieka drgnęła, lecz we mnie zbudził się wachmistrz Soroka i srogi Luśnia. Bo że miłośnik teatru, pochwalam. Kto Jandy nie miłuje, tego nie szanujem. Ale niegramotny? Toż w foyer i nawet w kiblu wiszą inskrypcje przeciw komórkowcom, jak w szwejkowskiej knajpie - przeciw plującym na podłogę. Zamknięta w bagażowym, ale niewyłączona komórka zmusza samolot do awaryjnego lądowania. Innym razem
oznajmić trzeba, bo posiadacz (ka) komórki drze się, jak pracownik kuźni z 99,8-procentową utratą słuchu.<br>Cudze prostactwo - trzy, cztery przystanki - idzie znieść. Ale byłem na recitalu Krystyny Jandy. Ona, Maria Callas, wzlatuje nad poziomy. A na sali dryń-dryń. Artystce ledwie powieka drgnęła, lecz we mnie zbudził się wachmistrz Soroka i srogi Luśnia. Bo że miłośnik teatru, pochwalam. Kto Jandy nie miłuje, tego nie &lt;orig&gt;szanujem&lt;/&gt;. Ale niegramotny? Toż w foyer i nawet w kiblu wiszą inskrypcje przeciw komórkowcom, jak w szwejkowskiej knajpie - przeciw plującym na podłogę. Zamknięta w bagażowym, ale niewyłączona komórka zmusza samolot do awaryjnego lądowania. Innym razem
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego