Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
i trzy funty cukru na miesiąc; Wasylisa jeśzcze podkrada dla niego to i owo. No, ale Bóg z nimi...

Po obiedzie przyjechał zamówiony Jegor i z kolei ojciec udał się z kilkoma wizytami. Patrzałem za odjeżdżającyrmi sankami chuchając na zamarzniętą szybę. Przez czyste i jakby lekko falujące powietrze widać było wały, chłopców zjeżdżających na sankach, samotnie stojącą starą basztę i błyszczący w słońcu krzyż dalekiej kapliczki z czasów Piotra Wielkiego.

Matka położyla się spać, Krysia poszła na górę do Żeni, na Teklę byłem obrażony. Szybko ściemniało się i nuda zalegała dom. Tak minął pierwszy dzień nowego, 1905 roku. Nazajutrz była niedziela
i trzy funty cukru na miesiąc; Wasylisa jeśzcze podkrada dla niego to i owo. No, ale Bóg z nimi...<br><br>Po obiedzie przyjechał zamówiony Jegor i z kolei ojciec udał się z kilkoma wizytami. Patrzałem za odjeżdżającyrmi sankami chuchając na zamarzniętą szybę. Przez czyste i jakby lekko falujące powietrze widać było wały, chłopców zjeżdżających na sankach, samotnie stojącą starą basztę i błyszczący w słońcu krzyż dalekiej kapliczki z czasów Piotra Wielkiego.<br><br>Matka położyla się spać, Krysia poszła na górę do Żeni, na Teklę byłem obrażony. Szybko ściemniało się i nuda zalegała dom. Tak minął pierwszy dzień nowego, 1905 roku. Nazajutrz była niedziela
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego