najokazalszej jurty. Wchodząc Stach przypomniał sobie kazachskie pozdrowienie:<br>- <foreign>Assałau-malikum</> - powiedział.<br>- <foreign>Magałajkum-assałam</> - odparli chórem.<br><br><br>Siedzieli kręgiem z podwiniętymi nogami, wokół sędziwego samowara, i popijali czaj. Ze stropu na sznureczkach zwisał spory kawał cukru, który lizali po kolei. Byli to czabanowie, pastuchy z dziada pradziada. Głowy mieli golone brzytwą, cienkie wąsiki zwisające chińską modłą, przyodziani w baranie szuby wywrócone futrem na wierzch, chroniły ponoć od upału. Cała jurta wysłana była dywanami. <br>Ałdar przedstawił Stacha jako gościa z dalekiego Lechistanu. Pomyślawszy, że ma uczestniczyć w zbiorowym lizaniu cukru, Stach wymówił się od herbaty, która była podówczas rzadkim smakołykiem, i wzbudził zdziwienie gospodarzy