w owej zmianie, jaka w nim zaszła, bo nie zanotował w pamięci chwili, kiedy - po raz pierwszy, gdy czarny gąszcz na skałach mienił się wszystkimi tonami fioletu - dostrzegł jego ponure piękno. Ale teraz, gdy już dojrzał czarne chmury - a nadciągały dwie, wyroiwszy się z przeciwległych stoków górskich - nie poruszył się wcale, nie szukał już schronienia z twarzą przywartą do głazów. W końcu pozycja, jaką zajmował, nie mogła mieć znaczenia, jeśli tylko ukryty aparacik wciąż jeszcze działał. Dotknął końcami palców jego okrągłego jak moneta denka przez materiał kombinezonu i poczuł na opuszkach delikatne drganie. Nie chciał prowokować niebezpieczeństwa, więc tylko dogodniej się usadowił