chłodnym, najbliżej ołtarzowych, kobiercem zasłanych stopni, pod ścianą, zasiadła w kolatorskich ławkach obywatelstwo: dziedzic miejscowy, pan Brzostowski z familią bardzo liczną, a dalej pan Magnuski z Dzierążni, dzierżawca, pan Czerwiński ze Słupnej, dziedzic, pan Czartkowski z córką tudzież z obiema ciotkami, pułkownik Oborski, staruszek pan Wężyk z Poradzewa oraz dwa wielkoludy-kawalery, bracia Sapalscy ze Skęczna. Szanowne te osoby zdawały się jedną stanowić rodzinę; choć różnego wieku, płci, postawy i oblicza, mieli w sobie wszyscy jednakową pańską godność; jakieś to samo w oczach szlacheckie wejrzenie, to samo jakieś dobre o sobie mniemanie w twarzach statecznie obróconych ku ambonie, ano z zapatrzonych