siedział porucznik Godlewski z ogniem recytujący strofy Beniowskiego. Nie upłynie wiele wody w Niemnie, gdy ów smukły efeb w oficerskim mundurze stanie się typowym, zawziętym hreczkosiejem i zacznie - o, zgrozo - niemiłosiernie tyć. Z przejęciem mówi już teraz tylko o "klęsce nieurodzaju", o koniach, krowach, bykach i o mającym się już wkrótce narodzić - potomku. Może to i dobrze się stało; tej pękatej beczułce, z sercem, w którym nie ma <br>już miejsca na poezję, teraz trudniej już będzie wślizgiwać się do myśli, do snów, budzić do "świetlistych marzeń".<br><br>...Rok 1899, oprócz tylu wydarzeń natury osobistej, oprócz zachwytów nad Szwajcarią, spacerów nad pięknym jeziorem