Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Obłęd
Rok: 1983
Każdy idzie do własnego piekła, nieba.
Mała pobiegła przywołana przez matkę.
Na ścieżce trzepotały tylko cienie akacjowych liści.
A potem zagwizdała kolejka, stukot kół przetoczył się za murami.
Uczepiony krat wpatrywałem się w odbicie furty na szybie.
Najpierw przemknął się pies.
Kluczył, węszył.
Kundel nie należący do nikogo.
Jakiś tworkowski włóczęga.
Był w dobrym humorze.
Hasał, płoszył gołębie, raptem pobiegł w stronę dziedzińca i
łasił się do kogoś, w odbiciu szyby widziałem tylko merdający ogon.
- Przyjdzie - markiz de Sade położył mi rękę na plecach.
- Po co się tak denerwować?
- Gadasz, a sam pchasz się do okna.
Tymczasem z drugiej strony objął
Każdy idzie do własnego piekła, nieba.<br> Mała pobiegła przywołana przez matkę.<br> Na ścieżce trzepotały tylko cienie akacjowych liści.<br> A potem zagwizdała kolejka, stukot kół przetoczył się za murami.<br> Uczepiony krat wpatrywałem się w odbicie furty na szybie.<br> Najpierw przemknął się pies.<br> Kluczył, węszył.<br> Kundel nie należący do nikogo.<br> Jakiś tworkowski włóczęga.<br> Był w dobrym humorze.<br> Hasał, płoszył gołębie, raptem pobiegł w stronę dziedzińca i<br>łasił się do kogoś, w odbiciu szyby widziałem tylko merdający ogon.<br> - Przyjdzie - markiz de Sade położył mi rękę na plecach.<br> - Po co się tak denerwować?<br> - Gadasz, a sam pchasz się do okna.<br> Tymczasem z drugiej strony objął
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego